wtorek, 5 lutego 2013

Tylko dla dorosłych. Dumań różnych ciąg dalszy

Tylko dla dorosłych... I to tych, którzy dobrze wiedzą, czego chcą...


Mieszkanie na wsi (Ci którzy mają to szczęście czy nieszczęście mieszkać na wsi, dobrze to wiedzą) pociąga za sobą różne konsekwencje i te złe i te dobre. Myślę, że to zależy od człowieka, czego tak naprawdę tu szuka, kim jest. Niektórzy z nas (piszę o przesiedleńcach z miasta) uczynili ze swojego mieszkania pracę zarobkową (no bo z czegoś na wsi trzeba żyć, jakoś się utrzymać) i jeśli nie mają zatrudnienia w mieście, czy jakiejś pracy zleconej, którą mogą wykonać w domu,to często potrafią odkryć w sobie siłą rzeczy jakieś nowe pasje i zacząć właśnie tu realizować swoje marzenia (trochę na przymus albo nareszcie...). Mogą obrastać w zwierzęta, jak ja na przykład, nowych przyjaciół, kolejne plany, pomysły itd. Niektórzy już nie chcą i nie potrafią inaczej, inni (chociaż może nie zawsze głośno się do tego przyznają) marzą (zwłaszcza zimą) o ciepłym kaloryferze, mieszkaniu w bloku, niepokojącej bliskości innych ludzi, sklepów. Bo życie na wsi łatwe nie jest, zwłaszcza zimą czy w czasie roztopów, kiedy brudna breja zakrywa świat, a błoto sprawia, że zakopujesz się tuż pod domem.
A dlaczego dla dorosłych? Bo Jeśli to jest tylko kaprys i nie masz tylu funduszy, nie potrafisz cieszyć się małymi rzeczami, odnaleźć tu siebie, to wreszcie ono cię przytłoczy, swoją szaro-burą, siermiężną codziennością, zapragniesz wrócić do czystego, uporządkowanego, betonowego świata, gdzie nie musisz już się martwić o nic. Jeśli masz dzieci, trzeba liczyć się z tym, że maluchy najczęściej uwielbiają życie na wsi, mają kontakt ze zwierzętami, bliski z przyrodą. Są tu szczęśliwe. Ale dzieci dorastają i zaczyna im brakować spotkań z rówieśnikami, coraz więcej czasu spędzają w mieście i psioczą na tę nudną wiejską rzeczywistość...i wtedy doceniasz to, że masz rodzinę w mieście...

Ten blog miał być trochę relacją z naszego życia na wsi, trochę takim rozrachunkiem z dniem codziennym, konsekwencją i sprawozdaniem z tego, co tu robimy. Nie chciałam nigdy pisać o swoim życiu osobistym, bo to już przekraczałoby granice naszej prywatności, ale jak się okazuje są one bardzo płynne. Pisząc o naszym życiu, umieszczając na blogu swoje rozmyślania, zapraszasz Wszystkich do zwiedzania, do poznania siebie, niezależnie od tego, czy są to prace plastyczne, czy opowiadania, a może wiersze. Często mam wątpliwości, co do prowadzenia bloga. Ale cieszę się, poznając osoby podobne do mnie i takie, które interesuje trochę to, co mam do powiedzenia. Wiem, że na mój blog zaglądają też klienci, którzy chcą nas trochę lepiej poznać i zapoznać się z tym, co tu robimy, jak żyjemy. Ci najczęściej nie zostawiają komentarzy, a szkoda.


I jeszcze na koniec relacja z tygodniaczka Toli (skoro może być roczek, to tym bardziej tygodniaczek, mając na uwadze, że kozy się tak szybko rozwijają).
Tolka rośnie w zastraszającym tempie. Pochłania coraz większe ilości mleka i bierze się powoli za inne smaki. Na razie wszystko gryzie i przeżuwa. Chodzi bez pampersa, bo nie wytrzymywał ciężaru Tolowatych siuśków. Za to kozina nauczyła się siusiać na zewnątrz. Taka to już mądra koza. Uwielbia głaskanie pod brodą. Napiera wtedy całym ciałem na głaszczącego i popiskuje z rozkoszy. Najchętniej spałaby w łóżku, gdybyśmy tylko jej na to pozwolili, a że nie pozwalamy preferuje spanie przy łóżku (gdzieś blisko nas) albo w jakimś najciemniejszym kącie pokoju, skąd trudno ją nawet dostrzec. W związku z tym kilka razy dziennie odbywają się poszukiwania Toli, która jak na złość nie odpowiada na nasze nawoływania i śpi w najlepsze, zaszyta w jakimś dziwnym miejscu (może być zwinięta w kłębek za szafą, pod opadającą choinką w formie podarunku bożonarodzeniowego;-), tudzież w samej szafie, o czym informują nas lekko uchylone drzwi i cichutkie postękiwania przez sen).




POZA TYM: Hop! Hop! Hopsasa! I tak wciąż, bezustanku. Skacze coraz wyżej i po wszystkim, co się da. Odwiedza swoje kozie ciocie, ciociobabcie i wełnistych pobratymców, ale jeszcze bardzo rozpacza, gdy się oddalamy. Rośnie z niej sprytna koza z charakterem. Wszyscy mamy na jej punkcie fioła. Taka jest teraz nasza ocalona kozia sierotka.
Nadal czekamy na kolejne porody. Zwłaszcza na Miećkę. Miała zostać jej matką zastępczą. Miecia brzuch ma okazały, ale rodzić na razie nie ma zamiaru. Obawiamy się, że będzie liczne potomstwo (może trzeba będzie dokarmiać...i jak to jest w końcu z tym mlekiem u kóz???... Niedługo będzie trzeba kupować całymi wiadrami...) i trochę martwimy się o to, żeby nie powtórzyła się historia z Zuzką :-( Ale ponieważ w przyrodzie równowaga musi być, jesteśmy dobrej myśli.
Jakieś promienie słońca pojawiły się nad Parową. Pozdrawiam zatem cieplutko wszystkich blogowych czytaczy i podczytywaczy :-)


19 komentarzy:

  1. Właśnie... trzeba umieć cieszyć się z małych rzeczy :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy czy się mieszka w mieście, czy na wsi można cieszyć się i delektować życiem :-)

      Usuń
  2. Fakt- życie na wsi dla dawnych mieszczuchów musi być świadomym wyborem. Bo naprawdę bywa ciężko. Komunikacja publiczna lezy i kwiczy i zazwyczaj rodzic nieletniego dziecięcia, które uczy się w mieście robi za kierowcę. Bo do szkoły to jeszcze dojedzie autobusem ( jeśli chodzi do gminnej będzie to gimbus, jeśli nie - dowozi we własnym zakresie. Ale wszystkie spotkania towarzyskie i zajęcia dodatkowe - wsiadasz w samochód i smigasz w te i nazad. Nam jednak przestrzeń, czystość powietrza i poczucie wolności wynagradzają wszystkie niedogodności:-)))
    Asia
    PS. Tola rosnie jak na drożdżach:-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o tym pisałam. Dowozimy córki do szkoły w mieście. Bez samochodu tutaj naprawdę by się nie obyło. Czasem to jest bardzo uciążliwe (zwłaszcza kiedy one marudzą, a samochód odmawia posłuszeństwa)...i jeszcze te nasze polskie wiejskie drogi...Gdzie są do ch...te fundusze unijne???!!!
      Uff! Potrafi to wszystko naprawdę człowiekowi mocno zepsuć humor.
      Pozdrawiam gorąco

      Usuń
  3. I znowu wpadam do Ciebie kobieto wrażliwa, bo napisałaś tekst dotykający czegoś tkliwego w moim sercu. Najpierw napiszę o Twojej kózce. Ona jest przesłodka! To zdjęcie jej pod choinką jest cudne! Normalnie jakieś uczucia macierzyńskie to dzieciątko we mnie obudziło i wzięłabym, utuliła, w czółko pocałowała ciepłe...Ech! Babaludo - o ile doczytałaś sie juz na naszym blogu to wiesz, że mamy słodką, pieszczotliwą suczkę Zuzię. oboje z mężem mamy na jej punkcie bzika. Rozpieszcamy, jak tylko sie da. I Zuzia zazwyczaj śpi z nami w łóżku, jak dziecina, co to tuli sie do tatusia i mamusi!:-)Swoją drogą, naszej Zuzieńce, która akurat ma teraz cieczkę bardzo by sie przydało zostać mamą i mieć takie słodkie maleństwo do kochania, jakim jest Wasza Tola.
    A teraz o tym mieszkaniu na wsi, które jest jednoczesnie pełne uroku i znoju. To sama prawda i czasami budzi sie w człowieku tęsknota za miejskimi wygodami i bliskim sąsiedztwem przybytków kultury, sklepów, przychodni i starych znajomych. Ale przeważnie docenia się ten wiejski spokój i odosobnienie, w którym naprawdę wykwitają w człowieku dawno juz przywiędnięte mozliwosci, umiejętnosci, siły herkulesowe i talenty. Tutaj się robi, bo przecież nikt za nas tego nie zrobi. Nie nakarmie naszych zielononóżek,bo na przykład mi sie nie chce, to przecież padną biedne z głodu. No wiec, pogoda, nie pogoda, zawierucha czy choroba trzeba codziennie te wiadra karmy przygotować i biedne kurki nakarmic. Od wiosny do końca jesieni huk roboty. Za to zimą błogi odpoczynek i pełen rozwój zaśniedziałego przez ciepłe miesiące umysłu.
    Też chcieliśmy mieć kózki, ale na razie wstrzymaliśmy sie z tym projektem, bo nie ma jeszcze gdzie ich trzymać, no i jest kwestia co robic z koziołkami, gdy sie prędzej czy później porodzą. Jakos nie mogę sobie wyobrazic, że poję butelką takiego słodkiego malca, pieszczę go i hołubię, a potem składam z niego ofiarę mojemu czy cudzemu apetytowi na kozie mięsko...
    Ciepłe mysli zasyłam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I masz babo placek! Spotkały się dwie wrażliwe kobiety;-)) Cieszę się, że nie ja tylko jestem tak zwariowana na punkcie zwierząt (tego maleństwa w szczególności). Na razie jeszcze kontrolujemy ilość zwierząt;-) Co do kózek macie rację. Najpierw należy im zapewnić odpowiednie miejsce. A jesli chodzi o koziołki, to może być rzeczywiście problem. My nie jemy naszych zwierząt, a kozy kupujemy od pewnego hodowcy (z tzw.demobilu), stare, przeznaczone na pasztet. Do tej pory (a kozy mamy od 2 lat)urodziły nam się 2 koziołki. Jednego, niestety straciliśmy, a drugi jest w zagrodzie z niespokrewnionymi kozami. Te dostaliśmy od pana, który nie mógł już ich dłużej trzymać. I to są najbardziej oswojone kozy. Dzieciaki je uwielbiają.
      Widzisz...Nie można mnie ciągnąć za język. Jestem straszną gadułą, a już o zwierzętach mogłabym mówić w nieskończoność.
      O wsi już nic nie piszę. Zima nastraja mnie nie najlepiej, chociaż wiem, że nie zamieniłabym tego miejsca na żadne inne.
      Pozdrawiam i buziaki zasyłam:-)

      Usuń
    2. Spotkały się dwie wrazliwe i lubiące pisaniem porozmawiać sobie kobiety! Cieszę się, że tak jest, że trafił swój na swego, bo wczoraj a mi głupio było, że tak sie u Ciebie rozpisałam i obawiałam sie, czy nie weźmiesz mnie za jakąś infantylną, nawiedzoną babę! Ale skoro nie, to zamierzam sie u Ciebie rozgościć i częściej wpadać na bliskie sercu pogaduchy!
      Serdecznosci zasyłam Ci Izo!:-))

      Usuń
    3. Wpadaj, wpadaj. Zapraszam. Lubię "rozmawiać pisaniem" i nie tylko. Czasem bywa to utrapieniem moim i moich słuchaczy (nie potrafię skończyć...). Miło znaleźć taką rozgadaną wewnętrznie i zewnętrznie duszę:-))

      Usuń
  4. Życie na wsi jest ciężkie ale jak już się znajdzie to swoje miejsce na ziemi to trzeba sie cieszyć z każdego dnia.Nie mieszkam na wsi tylko w środku lasu(jeden dom),czasami jest ciężko ale nigdy bym nie wróciła do miasta.Moje wnuki codziennie pokonują 20 km do szkoły i przedszkola i są bardzo szczęśliwe gdy wracają z miasta.Jest to chyba sprawa wyboru i świadomości,że czasami nie będzie łatwo ale każdy dzień może być radosny i najszczęśliwszy.
    Kózka wspaniała jeszcze trochę i będzie biegać po łące,
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Własnie. Chyba najtrudniej będzie nam się z nią rozstać... Oby to przebiegło bezbolesnie dla obu stron :-))
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  5. Babaludo wszystko co napisałaś w pierwszej części posta to prawda, podpisuję się pod Twoimi słowami.
    Tośka jest przesłodka i nie zamartwiajcie się na zapas o Miećkę, nie może być dwa razy zle. Ja miałam, to znaczy moja koza w tamtym roku miała tragiczny poród, drugi za to był szybki i bezbolesny. Życzę Wam szczęśliwych kolejnych narodzin.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam taką nadzieję :-) Dzięki za słowa pocieszenia.

      Usuń
  6. nie jesteś osamotniona w zwariowaniu na punkcie zwierząt :), sama nie wiem jak to się stało, ale zaraz po zamieszkaniu na wsi pojawiły sie kozy, jechały do nas 80 km. Mimo codziennego wstawania o 6 do kóz, spełnianie innych obowiazków wokół nich, nie wyobrażam sobie egzystencji bez moich trzech dziewczynek. Też mnie czekają mam nadzieję że dwa porody, mąż sie puka w głowę jak słyszy że chyba będę musiała nocować z nimi jak przyjdzie ten czas.:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy spodziewamy się narodzin, to raczej obserwujemy kozinę i często ja doglądamy. Zdarza się i w nocy. Kozy rodzą w samotności, najczęściej w nocy albo rano. Do tej pory nie było problemów, ale czasem szybka reakcja właściciela, wezwanie weterynarza może pomóc.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Zawsze z zainteresowaniem czytamy wypowiedzi na poruszony przez Ciebie temat :) Na ile się zorientowaliśmy to w tym blogowym towarzystwie chyba mamy najdłuższy staż w życiu na wsi (26lat) zawód wyuczony (renowatorzy dzieł sztuki) raczej nie związany w żaden sposób ze wsią, Wynieśliśmy się na wieś w czasach gdy nie było to ,,modne'' tak jak dziś. Specjalnie użyliśmy słowa ,,modne'' Większość (jak wynika z naszych doświadczeń i obserwacji)dzisiejszych przesiedleń na wieś to nie przemyślane, podbudowane jedynie romantycznymi marzeniami decyzje.
    Życie na wsi bez konieczności jeżdżenia do pracy w mieście to wielka sztuka. Decyzja taka zawsze musi być podbudowana projektem pomysłem na życie i zarabianie pieniędzy aby to życie nie było gehenną, przemyślanym przekonsultowanym (z kimś kto ma wieloletnie doświadczenie w takim życiu)jak tego zabraknie zawsze kończy się łzami, zniechęceniem i sytuacją bez wyjścia. Znamy nie jeden przykład gdzie kończyło się to też rozwodem.
    Co do dzieci wychowywanych na wsi, to nasi synowie urodzili się i wychowali na wsi starszy skończył zootechnikę (mgr zootechniki) młodszy jest na III roku leśnictwa na SGGW, nie wyobrażają sobie innego miejsca do życia niż wieś :) Zawsze to towarzystwo do nich z miasta przyjeżdżało a nie odwrotnie :)))
    Pozdrawiamy serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Cieszę się, że znów do mnie zawitaliście:-)
    Dokładnie o to mi chodziło, pisząc o mieszkaniu na wsi. Moi znajomi właśnie sprzedają dom (wycenili go tak, żeby jak najszybciej sie go pozbyć)i chcą uciec z powrotem do miasta, byle szybciej. Do rozwodu na szczęscie nie doszło...Po prostu zderzenie marzeń z rzeczywistością...
    A dzieci są różne. Moje córki mają 15lat i jeszcze same do końca nie wiedzą, czego chcą. Zwierzyniec i to nasze miejsce na ziemi kochają. Ale uczą się w mieście, dużo czasu tam spędzają, mają różne zainteresowania(niekoniecznie związane ze wsią)i tak naprawdę są rozdarte między miastem a wsią. A matka..., jak to matka przeżywa to wszystko razem z dziećmi.
    Pozdrawiam gorąco:-))

    OdpowiedzUsuń
  10. ...czytam i czytam.... słowa mądre trafiające w serce, a autorka bardzo wrażliwa. Kózka urocza. Ależ tu u Was przyjemnie :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękuję za miłe słowa :-) Cieszę się, że Ci się u mnie podoba. Rozgość się w takim razie, zapraszam :-)) Wrażliwość to w dzisiejszych czasach raczej słabość niz cnota, ale ja ją sobie bardzo cenię, dziękuję zatem za komplement:-)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo lubie tu wchodzić bo czyta zawsze jednym tchem Cudowny masz dom z tymi wszystkimi zwierzakami mimo,ze życie na wsi to nie zawsze sielanka ja marzę o takim życiu ale niestety mieszkam w mieście, dobrze że chociaż pod lasem:))

    OdpowiedzUsuń