środa, 30 stycznia 2013

Mała Tola i dumania różne


Nie potrafię powiedzieć, które z małych ssaków są piękniejsze. Za każdym razem obserwując narodziny i maleństwa moich podopiecznych jestem pełna podziwu dla nich i ich matek oraz Wszechpotężnej Matki Natury, że tak to wszystko urządziła. Zawsze jednakowo mnie dziwi, że mamusie (nieważne czy owcze, kozie czy kocie) wiedzą, co maja robić, żeby dobrze zatroszczyć się o dzieci, że trzeba je wylizać po porodzie, żeby oczyścić z krwi, błon i wód płodowych, żeby pobudzić krążenie krwi, że trzeba wylizać pupę itd., itd. Dziwi i zachwyca mnie to, że w dużym stadzie mama owca potrafi odnaleźć swoje dziecko pobekując i nawołując się nawzajem. A jeszcze bardziej zadziwiają mnie same maluchy, które już kilka godzin po porodzie próbują samodzielnie stawać na nogach, trzęsąc się przy tym jak galareta, a wyliczając kolejno przez następne dni biegają, podskakują, brykają, pobekują i jedzą na umór. Oczywiście zdarzają się też porzucone maleństwa silne albo słabe, którym trzeba pomóc, paskudne porody, które kończą się czasami śmiercią małych albo ich matek, czasem z małymi. Można by tu wyliczać i wyliczać. Nie zmienia to jednak faktu, że małe jest piękne, a cud narodzin zachwyca mnie ciągle tak samo. Za każdym razem z radością podaję maluchom do ssania mój paluch umoczony w siarze, podsuwam do strzyka i wciskam do pyszczka, żeby małe mogły zassać. Tak. To jest to, co niewątpliwie lubię najbardziej z całej naszej hodowlano-gospodarskiej przygody.

A to hotelowe ssaki :-)

Myślałam, że będę teraz mieć więcej czasu na odpoczynek, przygotowania do sezonu. Ale plany, planami, a rzeczywistość rzeczywistością. W każdym razie w kojcach psy hotelowe, w tym jeden niewidomy z fundacji, a w domu trzydniowa kózka Tola na odchowaniu, która biega od dzisiaj z pampersem przy pupie. Apetyt ma niemały, więc jestem niewyspana i czuję się, jakbym miała niemowlaka w domu, w dodatku takiego z charakterem, który mocno potrafi upomnieć się o swoje. Śpi przy naszym łóżku i w nocy, kiedy nie reaguję na pobekiwania i poszturchiwania, potrafi jakoś wturlać się na kołdrę, a czasem nawet ją z nas ściągnąć. Oczywiście cala historia kończy się zawsze podaniem butli z mlekiem. Narzekam, ale w gruncie rzeczy cieszę się, że Tolka żyje i ma się dobrze. To jedyna kózka z trzech, które ocalały po porodzie naszej Zuzi. Sama Zuzia silna, choć stara koza, niestety przypłaciła ten poród życiem. Pierwszy maluch mocno owinięty był pępowiną i nie mogła urodzić. Nasz weterynarz nieźle się namęczył, żeby go wyciągnąć. Na skutek parć pękła macica i nasza kochana kozina odeszła. Ocalała tylko środkowa kózka. Zuzinka próbowała ją wylizać resztkami sił, podnieść się, ale niestety. Biedna, nieźle się nacierpiała. Cieszę się, że chociaż to maleństwo ocalało i mam nadzieję, że będzie zdrowe. Po porodzie zdążyłam zdoić trochę siary od Zuźki, więc Tola miała co jeść na początek. Ale później znaleźliśmy się w kropce. Mamy kilka kózek , w tym jedna sędziwa staruszka, której nie dopuszczamy do kozła, reszta za młode albo przed porodem i nie mamy na razie mleka. Podawaliśmy trochę krowiego od sąsiada, ale baliśmy się, że mała będzie na nie źle reagować. Myśleliśmy o preparacie mlekopodobnym, ale w Polsce można dostać taki głównie dla cieląt, a w najbliższej okolicy kóz nie ma. Pomimo że ciężko nam się stąd wyrwać, planowaliśmy już dłuższą wyprawę po to mleko (choć wiem, że w pierwszych dniach powinna być siara, ale o takim luksusie to nawet nie śmieliśmy marzyć) I wiecie co? W takiej sytuacji potrafi pojawić się osoba, która bezinteresownie pomoże, sama z siebie i z własnej nieprzymuszonej woli. W dzisiejszych czasach kiedy coś musi być za coś, gdy wiele osób nie potrafi dostrzec nic poza czubkiem własnego nosa i myśli tylko w kategoriach „mieć”, pojawiają się tacy ludzie, którzy bezinteresownie przywiozą (wcale nie z tak bliska) mleko, nie chcą za to żadnych pieniędzy i jeszcze podrzucą pampersy, czy jakieś maty dla kózki. I jakby tego było mało, to mówią, że jak będziemy potrzebować dowiozą jeszcze. Czasem odbiera po prostu mowę... Zresztą ostatnio spotkało mnie więcej takich przejawów ludzkiej życzliwości i wcale niekoniecznie dotyczyło to zwierząt. Zastanawiałam się trochę nad tym. Przecież nie ma ludzkich aniołów, takich tylko cudownie białych! Ale gdzieś tam w głębi duszy każdego człowieka ukryty jest jego anioł, na pewno. Mocno w to wierzę. Ludzie często zamykają się we własnym świecie, w swoich klatkach, w świecie własnych potrzeb i potrzeb swojej rodziny, swojego „Ja”, otaczają się różnymi pięknymi rzeczami, przez co mają o sobie lepsze mniemanie, jakieś złudne poczucie bezpieczeństwa i swojego „lepsiejstwa”. Muszą żyć tak, może inaczej nie chcą i nie potrafią. Jednym jest z tym bardzo dobrze i z takiego życia jak nasze mogą się tylko podśmiewać, innym trochę gorzej. Życie w dzisiejszym świecie wymusza już na najmłodszych takie zachowania, my też ich tego uczymy. A „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”... Czasem jakaś sytuacja, spojrzenie na wszystko i na drugiego człowieka z innej strony potrafi obudzić w nas anioła, niestety demona też. Życie blisko zwierząt wymusza też na nas inne spojrzenie, jeśli tylko nie traktujemy zwierzaków jak kolejnego kawałka wołowiny czy jagnięciny. Oczywiście, są różni ludzie i różne sytuacje. Nie chcę generalizować ani nikogo urazić. To tylko takie dumania zmęczonej kobiety nad klawiaturą komputera. Muszę już kończyć, ponieważ obowiązki wzywają, a mała Tola ssie już od kilku minut moją nogę (swoją drogą ząbki u takich maluchów są naprawdę ostre i nie ma się, co dziwić, że kozy mają później poranione wymiona). Może to i dobrze, bo nie wiem, dokąd te rozmyślania by mnie zaniosły. Sama się już w nich nieco gubię. Dołączam jeszcze trochę zdjęć zimowej Parowy i oczywiście naszej Toli.

Tola w pierwszym dniu życia

Drugi dzień

Uff! Przed chwilą byłam na zewnątrz. Na dworze odwilż. Kałuże i resztki brudnego śniegu oraz porozrzucane wszędzie kopce kretów i nornic, a w domu błoto i sprzątanie :-((. Obrzydlistwo! Przepraszam, czy ktoś narzekał na mroźną zimę i piękne, białe krajobrazy za oknem?

16 komentarzy:



  1. Tola wyrośnie na wspaniałą kózkę.Teraz wymaga opieki i zajmuje dużo czasu ale wiosną będzie już znacznie lepiej.Trzymam kciuki za Tolkę.
    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki. Z każdym dniem nabiera siły. Tylko wciąż by jadła i jadła. Staram się trzymać książkowych dawek,ale karmię ją częsciej (tak 10 razy dziennie).Nie wiem, czy można podawac jej jednorazowo dużo więcej. Czekam na narodziny kolejnych kózek, postaram się ją podsunąć kozie Mieci. Tylko ta jak na złość nie chce jeszcze rodzić:-) Chociaż po tym jak straciliśmy Zuzę i napatrzyłam się, jak cierpi, to juz tylko chciałabym, żeby Miećka przeżyła ten poród. Wcześniej nie było z tym problemów. Po prostu wchodziliśmy do kojców, a małe kózki już stały...,ich mamusie też. Jak problemy z nogą? Już lepiej?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda bardzo koziej mamy. Dobrze, że Toli się udało i już widać, że niezłe z niej "ziółko"( w pozytywnym znaczeniu tego słowa rzecz jasna:-))) My tez ostatnimi czasu dostaliśmy od ludzi całą masę życzliwości i dobroci. Aż się boję, czy zdołamy proporcjonalnie oddać w świat, żeby równowaga była:-))) A dzieci wszelkiej maści zachwycają mnie nieodmiennie. Swego czasu wychowałam na smoczku nawet małą, szarą myszkę, którą mi kotka przyniosła. I nadal uważam, że była śliczna:-)))
    Ściskam mocno
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  4. Tola bryka, zwiedza świat, gryzie i ssie wszystko, co stanie jej na drodze. Pampers jej się ssuwa, więc mamy dużo sprzątania, zaplątuje się w kable,wchodzi, a potem nie może wyjśc spod łóżka. Obecnie jest chyba na etapie raczkującego dziecka albo takiego, który stawia pierwsze kroki:-)Co do tej życzliwości, ja staram się okazać swoją wdzięczność, obdarowując świeżym, pachnącym chlebem na zakwasie :-)
    A myszki są śliczne, tez tak uważamy. Tzn. ...nie wszyscy domownicy. Mój mąż jest trochę innego zdania i co roku walczy z nimi na śmierc i życie ;-)
    Pozdrawiam gorąco Iza

    OdpowiedzUsuń
  5. Popłakałam się ,,,, dosłownie ,,,,, :( Tak bardzo szkoda mi twojej kozy tego że porodem przepłaciła życie :( że dwójka maluchów padła :( Aż dreszcz po plecach mi przeszedł. Mam nadzieje że mała Tola będzie zdrowa a ty napotkasz jeszcze mnóstwo takich dobrych ludzi. Ja jeszcze podumam o biednej kozuli i jej maleństwach ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My juz się z tym pogodziliśmy. Najbardziej mi przykro, że tak cierpiała. To była zdrowa, silna kózka. No i te maleństwa...Chociaż żal każdego zwierzaka, które odchodzi. My niestety, napatrzyliśmy się na to, jak cierpią i jak odchodzą. Do swojej hodowli kupujemy bardzo stare kozy ( nasz weterynarz mówi, że "z demobilu") , które są przeznaczone, jak twierdzi hodowca "na pasztet",chorowały, dawały mało mleka i były dla niego nieopłacalne, a u nas mogą dożyć końca swoich dni.

      Usuń
  6. Tola jest śliczna :) I jak ona ma tam u Ciebie dobrzee. Super zdjęcia
    Chciałabym mieć taką ale to dopiero na emeryturze ! teraz jestem strasznie zabiegana. Mam 3 koty i każdy mówi "weź sobie jeszcze psa". Ale czy znajdę jeszcze na to czas .

    OdpowiedzUsuń
  7. Psy kochają spacery, więc trzeba by to było uwzględnić w planie dnia :-))A jeśli chodzi o Tolkę, to martwię się tylko, jak później odnajdzie się wśród kóz (czy to nie będzie taki kozi"odmieniec"), ale póki co mam plan;-), a Tola rozwija się dobrze, więc jestem dobrej myśli.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz, tego się najbardziej boję, że któraś z rogatych lub mnie rogatych może nie przeżyć porodu. Też mam teraz narodziny i dwa butelkowe baranki, ale są z mamami, tylko je dokarmiam. Jeden jest z trojaczków i najmniejszy. Ja karmię krowim mlekiem. Nie ma w okolicy koziego, a od lat już krowie u nas się sprawdza, co widać po Franiu i Eleonorze.

    Tola śliczna, oby była zdrowa i długo z Wami była, dawała radość. Tak żal tej Waszej Zuzi. Biedna kózka, tak się męczyła, trudziła w ciąży. Smutne to wszystko bardzo.

    Wszystkiego dobrego i sił życzę Wam

    OdpowiedzUsuń
  9. Przed nami kolejne porody i już się boję. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego, że może być aż tak dramatycznie. Póki co, biegamy z Maciejem na zmianę do kóz.
    Na razie mamy kozie mleko (dobra dusza przywiozła nam kolejne litry:-)), ale jak zabraknie, to spróbujemy karmić krowim. Mała wypija już 1-1,5l dziennie...
    Cieszę się, że się odezwałaś. Czekam na kolejne Twoje posty :-)I nie martw się.Tobie już nie przydarzy się nic takiego jak nam:-) W końcu jakaś równowaga w przyrodzie musi być :-)No i statystycznie takie komplikacje zdarzają się rzadko. Mieliśmy pecha, a właściwie nasza Zuzka i dwa maleństwa:-(
    POzdrawiam i również życzę dużo sił :-))

    OdpowiedzUsuń
  10. Trzeba mieć wiele odwagi przy zwierzęcych porodach, umieć właściwie zareagować, pomóc ... nie wiem, czy umiałabym tak; dlatego wszystkie jesteście dla mnie wzorem; a w ludziach można odnaleźć całe pokłady bezinteresownej dobroci, a jeszcze jak lubią zwierzęta; pozdrawiam serdecznie, oby nie dotknęły Cię już takie przeżycia jak z Zuzką, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odwaga przychodzi sama (chociaz nie wiem, czy nazwałabym to odwagą), gdy masz pod opieką zwierzę, a zwłaszcza gdy widzisz, jak cierpi. A co do pomocy... Niestety,właśnie to mnie martwi..., że bez pomocy weterynarza w naprawdę trudnych przypadkach niewiele możesz zrobić, a taka bezsilność, kiedy patrzysz, jak zwierzę cierpi, jest najgorsza.
      Wiem, ludzie potrafią być bezinteresownie dobrzy, ale i tak samo obrzydliwie egoistyczni i egocentryczni, niestety. Obyśmy na swojej drodze spotykali więcej przejawów
      tej "ludzkiej anielskości". Ja ostatnio mam takie szczęście:-) Zresztą wszystkie Wasze komentarze są dla mnie taką drobinką albo całym morzem anielskiej dobroci:-)Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  11. Jak to dobrze,że te wasze zwierzaki Was mają:) Mam nadzieję,że ta mała Zuzia si e odchowa i bedzie zdrowa:) U nas też odwilż brr w ciepłym domku nalepiej:))

    OdpowiedzUsuń
  12. Na razie mała wariuje i ma się dobrze, a my czekamy na następne maleństwa :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzień dobry Babaludo! Wreszcie i nas do Ciebie zaniosło a ciepło tu u ciebie i swojsko. I dobrze sie tak razem zamyślić nad światem, nad ludźmi i ich anielsko-demoniczną naturą. Wzruszyłam się, czytając o Twojej kózce Toli i o tych wszystkich macierzynskich umiejętnościach zwierząt, które w nas ludziach istnieją juz tylko w szczątkowym stanie.
    Podoba mi się styl, jakim piszesz. Obojgu nam sie podoba (mam zwyczaj czytać najciekawsze posty memu mężowi na głos). I tak tkliwie sie nam zrobiło w sercach po przeczytaniu, melancholijnie nawet...
    Pozdrawiamy Cię oboje serdecznie i cieszymy się, że zaczynamy się poznawać!:-))

    OdpowiedzUsuń
  14. Witajcie i rozgośćcie się u mnie. Cieszę się, że tu trafiliście. Miło tak w te szaro-bure dni zadumać się z kimś nad światem...i przeczekać tak do pierwszego wiosennego promyka słońca.
    Pozdrawiam Was gorąco (mimo tej melancholii, która i Wam się udzieliła) i też się cieszę z poznawania :-))

    OdpowiedzUsuń